Nad Biebrzę jeździmy zazwyczaj z nadzieją na spotkanie łosi. Jednak one nie wykazały się tym razem zbytnią gościnnością. Tę niedogodność zrekompensowała nam norka amerykańska, którą niespodziewanie ujrzeliśmy.

Wstawaj, szkoda dnia!

Trzeba przyznać, że pobudka na długo przed wschodem słońca bywa trudna. Ale nie ma rady, pomyślałam... chcesz zobaczyć łosia, nie licz, że przyjdzie z pękiem kaczeńców pod twój balkon. Po szybkim pakowaniu rzeczy i włożeniu na siebie nieskończonej liczby warstw ciepłych ubrań, zeszliśmy na dół. Nieużywana od kilku dni Toyota zmarznięta na kostkę lodu. Drzwi trzeba byłoby otwierać razem z uszczelkami. Na szczęście poczciwa Panda nie odmówiła współpracy.

Łoś spotyka pandę

Na Carski Trakt wjechaliśmy właściwie po ciemku. Nie przeszkadzało nam to jednak w bacznym wypatrywaniu łosi. Kiedy niebo się nieco przetarło, dostrzegliśmy jednego. Stał na skraju lasu i z zaciekawieniem przyglądał się niebieskiej Pandzie, sunącej dziwnie wolno leśną szosą. Zatrzymaliśmy samochód i przez chwilę przyglądaliśmy się zwierzakowi. Ekscytacja była tak silna, że nie wysiedzieliśmy w spokoju. Chwyciłam aparat, choć doskonale wiedziałam, że jest zbyt ciemno na zrobienie sensownego zdjęcia. Próbowaliśmy otworzyć szybę, ale ta nieruchoma i zmarznięta – jak na złość! W końcu decyzja podjęta – wysiadamy! 

I w tym momencie... niestety... obserwacja dobiegła końca. Łoś dał nura w krzaki. Cóż, to ten z gatunku nieśmiałych... Pogodziliśmy się z porażką i ruszyliśmy dalej... Nie liczyłam, ile razy jechaliśmy wzdłuż Carskiego Traktu. Ile razy z rosnącą rezygnacją mijaliśmy Długa Łukę, wieżę widokową i stamtąd znów wracaliśmy do granicy Parku... 

Wieża widokowa przy Carskiej Drodze.

Widok z wieży widokowej. Cisza...

Biebrzańskie bagna. Łosia ani śladu. Pustka i...cisza.

I na Długiej Łuce ta sama cisza. Nie uświadczysz ani łosia ani turysty...

Polowanie na krze 

Łosi ani śladu... W końcu, podczas jednego z wielu okrążeń, zauważyłam ciemną sylwetkę na krze w przydrożnym strumyku. Nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom! Skupiona norka amerykańska zastygła nieruchomo, wypatrując smakowitej zdobyczy. Udało się zrobić jej kilka zdjęć, po czym spryciara zanurzyła się w wodzie i z wyłowionym kąskiem w pyszczku czmychnęła prosto w krzaki. No to koniec przedstawienia – pomyśleliśmy. Ale z uśmiechem na ustach i usatysfakcjonowani ruszyliśmy dalej na „łosiowe łowy”. Fotograficzne polowanie okazało się bezowocne, zatem postanowiliśmy ostatni raz zerknąć na strumyk i wracać do Białegostoku przez Osowiec i Mońki.

Norka amerykańska wypatrująca  zdobyczy.

Zręczny skok po smakowity kąsek.

Cisza... i akcja!

Przy strumyku tym razem cisza... Nagle, jak nie wrzasnę do Mariusza: „Stop! Stop! Ona tam jest!”. Mariusz, przyzwyczajony do jeżdżenia Pandą nie tylko w przód, ale też w poprzek i w tył, cofnął samochód z zimną krwią, choć zdezorientowany. Biegnąca w naszą stronę wzdłuż brzegu rzeczki norka zdawała się krzyczeć: „Wracajcie, jeszcze nie skończyłam!!!”. Rzeczywiście, nie doceniliśmy możliwości futrzaka. Norka była tak wygłodniała, że co chwilę nurkowała do wody, wyciągała z niej kolejne smakołyki, uciekała na brzeg i z godną podziwu determinacją wracała po następne. 



Z kolei my oglądaliśmy jej poczynania jak dobry film, błyskawicznie wymieniając się aparatem i lornetką. Mariusz ogląda, ja pstrykam, Mariusz nagrywa film, ja oglądam, Mariusz próbuje zejść niżej do brzegu rzeki, ja robię zdjęcia... i tak dobre dwie godziny spędziliśmy, wpatrując się w ginący co chwila w wodzie puchaty ogon norki. W międzyczasie akcja nabrała tempa. Otóż okazało się, że norka ma konkurenta...

Nieznośna konkurentka

Niespokojna, co jakiś czas zerkała w stronę brzegu, gdzie przyczaiła się kolejna norka. Po chwili obie rozwinęły zdumiewającą prędkość (jak na te dość pokracznie poruszające się stworzenia) i niczym dwa odrzutowce pomknęły wzdłuż rzeki... W oddali usłyszeliśmy tylko żałosny pisk, którego woleliśmy nie poddawać interpretacji. Niestety, to urocze zwierzątko nie znosi konkurencji. Należy do samotników i z agresją reaguje nawet na przedstawicieli własnego gatunku.

Przerwa między jedną a drugą kąpielą. 

Nieuczesana ale piękna :)

Szalona ucieczka ze zdobyczą w pyszczku.

Inwazja norki

Obserwując zręcznego futrzaka, wiedzieliśmy, że choć sympatyczny, nie należy do zbyt lubianych przez przyrodników. Norka amerykańska należy bowiem do gatunków inwazyjnych. Jej drapieżny styl życia doprowadził do spadku liczebności populacji wielu gatunków ryb, ptaków i ssaków. Dlatego w ramach ochrony przyrody w niektórych rejonach Polski, w tym także na Podlasiu, uruchomiono programy odławiania norki, aby ocalić rodzime gatunki zwierząt i ptaków.

Mimo sympatycznego wyglądu, norka nie jest ulubienicą przyrodników. Jej drapieżny styl życia przyczynił się do spadku populacji wielu rzadkich gatunków ptaków czy ssaków.
Mimo tych smutnych faktów, nie potrafiliśmy ukryć zachwytu. Norka wprawiła nas w świetny humor, więc – mimo braku sfotografowanych łosi – wycieczkę uznaliśmy za wyjątkowo udaną. W drodze powrotnej, choć zmęczeni i nieco zmarznięci, postanowiliśmy na moment zboczyć z trasy i skręcić w stronę wsi Gugny. Ciekawiło nas, jak wygląda zakończenie szlaku Barwik... Rozejrzeliśmy się przez chwilę i leśną dróżką, po licznych wertepach, jechaliśmy w kierunku głównej drogi.

Po drodze, między drzewami,  wypatrzyliśmy dzięcioła czarnego. 
Wisienka na torcie

Po chwili przetarłam oczy ze zdumienia i upewniwszy się, że nie mam halucynacji, kolejny raz wymogłam na kierowcy zatrzymanie się w trybie natychmiastowym. Mariusz – oczywiście – myślał, że pomyliłam łosia z fantazyjnie wygiętym konarem (ciekawe skąd to znał?:)). Ale po chwili sam się przekonał, że łoś leży tuż przed nami. Odpoczywał pod drzewem, dumny niczym leśny posąg. Zapewne widział nas, gdy pierwszy raz jechaliśmy w tę stronę. Początkowo go nie dostrzegliśmy, ale na szczęście ostatecznie nie ominęliśmy naszej „wisienki na torcie”. I choć zdjęcia łosia pozostawiają wiele do życzenia, syci od natłoku wrażeń wróciliśmy do domu. 

Drugi łoś spotkany tego dnia i jedyny, jakiego podczas tej wycieczki udało się sfotografować. 

4 komentarze:

  1. Wiedziałam, że zobaczę tutaj najprawdziwszą zimę. :-) Piękna opowieść i cudowni bohaterowie. :

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beata, Twój komentarz zainspirował nas do postu o podlaskiej zimie :) Dziękujemy :) A teraz zapraszamy już do czytania wiosennych postów :)

      Usuń
  2. super fotki , szczególnie to zdjęcie z wieżą widokową :-) a w uzupełnieniu o norce amerykańskiej to gatunek zwierząt , który zabija bo lubi a nie dlatego ze jest głodny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nam to zwierzątko wydawało się takie sympatyczne...

      Usuń