Ciężkie jest życie początkującego birdwatchera. Najpierw z trudną do ukrycia ekscytacją ogląda kolejne ptaki przez lornetkę. Potem usilnie stara się zrobić im zdjęcie, chociaż nie dysponuje odpowiednim sprzętem. W końcu spędza wiele godzin, próbując dowiedzieć się, jaki gatunek ptaka miał szczęście sfotografować :)

Żeby napisać ten post, potrzebowałam kilkunastu godzin. Najpierw odkopywałam z licznych folderów zdjęcia ptaków, które udało się nam sfotografować. Potem długo nie mogłam się zdecydować, jakie ptaki widzę na własnych zdjęciach  :)

Niektórym, nawet najbardziej pospolitym gatunkom, robiliśmy zdjęcia kilkukrotnie, zanim powstało ujęcie, które nadawałoby się do... wykadrowania :) Cóż, najprostszy teleobiektyw i brak doświadczenia powodują, że żeby sfotografować ptaka, musimy przejechać wiele kilometrów i niemal tyle samo się "nachodzić". Swoją drogą, takie spacery są nie tylko ekscytujące, ale też zdrowe i miłe dla ucha. Wspominając o ptasich trelach, krzykach i jazgotach, od razu przypominam sobie nawoływanie pewnego złośliwego delikwenta. Mowa oczywiście o bekasie, którego zdecydowanie bardziej słychać niż widać. Cóż nam pozostaje... albo się obrazić, albo cierpliwie jeździć, chodzić i czekać :)

Nasze zdjęcia i wyjazdy są doskonałym przykładem na to, że nie trzeba posiadać bardzo drogiego sprzętu, żeby poczuć prawdziwą frajdę z oglądania, fotografowania i rozpoznawania ptaków. Z amatorskich zdjęć nie powstanie przyrodniczy album, są one jednak bardzo pomocne przy poszukiwaniu informacji o tym, z jakim gatunkiem mieliśmy przyjemność obcować. To duża satysfakcja dla ptakoluba-amatora, kiedy nagle odkrywa nieznany sobie "model". Albo kiedy dowiaduje się, jak znany wyłącznie ze słyszenia ptak w rzeczywistości wygląda :)

Na początku naszej skromnej przygody z ptakami niewiele ich dostrzegaliśmy. Za to dużo więcej słyszeliśmy. Ale kiedy poruszanie się samochodem zamieniliśmy na piesze przemierzanie łąk, bagien i lasów, wyostrzyliśmy wzrok, żeby nagle odkryć ptasie bogactwo! I tak staliśmy się nałogowcami :) Teraz, będąc w Biebrzańskim Parku Narodowym, często nie możemy się zdecydować, czy szukać łosi na bagnach, czy też wypatrywać ptaków na niebie, w trawie, w krzakach i na drzewach.

Postanowiłam zebrać zdjęcia ptaków wykonane przez nas w Biebrzańskim Parku Narodowym. Wybrałam takie, które wyszły na tyle przyzwoicie, że mogliśmy przynajmniej niektóre z ptaków rozpoznać. Mimo wielogodzinnego wertowania książek, sprawdzania, oglądania i porównywania, co do kilku gatunków, niestety, nadal nie mamy stuprocentowej pewności. Dlatego lekko już wyczerpani liczymy na życzliwe wsparcie bardziej doświadczonych :)

Trznadel nie dość, że bardzo sympatyczny i cierpliwy (łaskawie poczekał aż rozkojarzona zdejmę ciemne okulary i włączę aparat) był dość prosty do zidentyfikowania. Wszystko dzięki swojej jaskrawej, cytrynowej barwie, od której nazwano go Emberiza citrinella.


Pliszka żółta to kolejny gatunek o pięknych i intensywnych kolorach. Szczególnie samce mogę pochwalić się soczystymi barwami. Można je też rozpoznać po szarych główkach.


Potrzos ciągle jest poza naszym zasięgiem, ale na Długiej Łuce udało się zrobić poniższe ujęcie. Ptak co jakiś czas przelatywał z trzciny na trzcinę i zastygał na krótką chwilę, jednak zawsze zachowywał stosowną odległość.


Dzięcioł duży (o ile nie białoszyi) był tak zajęty pracą, że wykorzystaliśmy chwilę jego nieuwagi i "cichaczem" zrobiliśmy to zdjęcie. Podobno para dzięciołów co roku przeprowadza się do nowej, świeżo wykutej dziupli. Zostawia więc swój stary apartament do dyspozycji innym gatunkom ptaków, takim jak sikory czy kowaliki. Jaka skrzydlata wspaniałomyślność!


Zaprezentowana na zdjęciu czajka była najwyraźniej mocno zaintrygowana dziwnie poruszającym się w jej stronę obiektem. Cierpliwie obserwowała każdy mój krok, od czasu do czasu podskubując trawę i udając, że nic sobie nie robi z mojej obecności.


Naszą pierwszą, "roboczą" nazwą następnego ptaka był... BATMAN :) Dlaczego? Chyba nie muszę wyjaśniać :) Potem dowiedzieliśmy się, że jego nazwa rodzajowa Lanius, pochodząca z łaciny, oznacza rzeźnika! Prawda, że okropne?! Na szczęście w Polsce nazywamy go gąsiorkiem i wydaje się, że to imię najbardziej pasuje do tego sympatycznego ptaszka. Niech jednak nikogo nie zwiedzie jego niewinny wygląd. Otóż ten drapieżnik swoje większe zdobycze (a są nimi na przykład myszy, jaszczurki i żaby!), nadziewa na ciernie krzewów lub druty kolczaste, żeby łatwiej je było przytrzymać i wygodniej rozczłonkować. Zaskakujące i smutne, ale niestety prawdziwe...


Samice gąsiorka znacznie różnią się od samców, są za to bardzo podobne do osobników młodocianych.


Jeszcze jedno baczne spojrzenie naszego gąsiorka "batmana" :)

Kiedy jako dziecko znalazłam w lesie przepiękne niebieskie piórko, wydawało mi się, że musi należeć do egzotycznego ptaka. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że zgubiła je sójka. Ciekawostką jest fakt, że błękitny kolor piór tego ptaka nie jest pochodną zawartego w nich barwnika, ale struktury piór, w których dochodzi do rozszczepienia wiązki światła i odbicia niebieskiego światła.


Sójki są niezwykle inteligentnymi ptakami. Oswojone są nawet w stanie naśladować ludzką mowę.


Modraszkę sfotografowaliśmy tuż przy Carskiej Drodze. To ptaki bardzo charakterne. Zimą chętnie korzystają z karmników i potrafią z nich przegonić nawet większych od siebie. Szczególnie agresywne są w stosunku do swoich kuzynek bogatek i innych przedstawicieli własnego gatunku.


Miastowe bogatki są bardzo zaprzyjaźnione z ludźmi i bywa, że jedzą im prosto z ręki. Ich gniazda można znaleźć nawet w prywatnej skrzynce na listy... Nasza bogatka, spotkana na biebrzańskich bagnach, również nie była zbyt lękliwa i cierpliwie pozowała do zdjęcia.


Sroki coraz chętniej przenoszą się z lasów do miast i wręcz lgną do ludzkiego sąsiedztwa. Jednak do bardziej "dzikich" srok, spotykanych w Biebrzańskim Parku Narodowym, nie mamy zbyt wiele szczęścia. Uważamy je za gatunek wyjątkowo niecierpliwy, żeby nie powiedzieć złośliwy! Ile to razy próbowaliśmy zrobić sroce zdjęcie... Zawsze okazywała się sprytniejsza. Na kadrach zostawiała tylko... koniec swojego uroczego ogona.


Mimo dość trudnego charakteru, srokom trudno odmówić naturalnego wdzięku i gracji.


Czyżby samica kosa? Jeśli się mylę, proszę o interwencję! Ptaka wypatrzyliśmy podczas spaceru Groblą Honczarowską. Dostrzegliśmy go dość nisko w zaroślach, gdzie skakał sobie beztrosko z gałęzi na gałąź.


Niby niepozorny, a mieni się wszystkimi kolorami tęczy! Zdjęcie robiłam trochę "pod słońce" i wtedy wydawało mi się, że ptak jest zupełnie czarny. Że to szpak, przekonałam się dopiero na monitorze komputera i od razu wpadłam w zachwyt. Spojrzałam na szpaka łaskawszym okiem i ...chyba nawet nie pożałowałabym mu moich ulubionych czereśni :)


Nie miałam pojęcia, jak wygląda kwiczoł, dlatego minęło trochę czasu, zanim go rozpoznałam. Ten ptak najchętniej żeruje na ziemi i tam też go zastaliśmy. W Polsce jest to gatunek dość pospolity, ale amatora cieszy, jakby znalazł śliwkę na wierzbie :)


Podobne to do poświerki... Ale głowy nie dam sobie uciąć :) Mam jednak nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto raz na zawsze utnie moje przydługie poszukiwania nazwy tego ptaka...


"Dzikusowate" - od dawna tak nazywamy wszystkie widziany przez nas szponiaste :) Ale co zrobić, jak raz wydaje się, że to gadożer, a po przewróceniu kolejnej strony książki Andrzeja Kruszewicza, ptak niespodziewanie staje się bardziej podobny do błotniaka. Potem przychodzi znów pytanie - samiec czy samica? A może młody osobnik i stąd inny kolor ubarwienia? A ubarwienie bywa zmienne... Eh... Ostatecznie stawiam na trzmielojada i... proszę o weryfikację...




Po długich wewnętrznych naradach i wielogodzinnym oglądaniu profesjonalnych zdjęć w Internecie uznałam, że na zdjęciu widzę krogulca. Do tego wniosku podchodzę jednak z dużą pokorą. Zdjęcie ptaka zrobiliśmy na Długiej Łuce, stojąc na końcu kładki w pewne pochmurne popołudnie. Ptak przyglądał się nam z zaciekawianiem i długo pozował siedząc w bezruchu. Znaczna odległość sprawiała zapewne, że czuł się całkiem komfortowo, co odbyło się jednak ze szkodą dla możliwości naszego obiektywu :)









1 komentarze:

  1. W miejscowym nazewnictwie nie mówi się długa łuka a długa luka, jeżeli mówimy o odcinku terenu na Carskim Trakcie. To tak dla sprostowania piszę jako mieszkaniec tych terenów. Pozdrawiam. Romek

    OdpowiedzUsuń