Wybierając się na
Suwalszczyznę, nie liczyliśmy na emocjonujące spotkania ze
zwierzętami. Nastawialiśmy się raczej na leniwe podziwianie
osnutych mgłą jezior, rozrzuconych między niepozornymi pagórkami
i olbrzymimi wzgórzami. A niespodziewanie, właśnie w Suwalskim
Parku Krajobrazowym, po raz pierwszy wypłynął nam na spotkanie
perkoz dwuczuby.
Czasami opłaca się nieco
pobłądzić w poszukiwaniu prawidłowego kierunku. Nam zdarza się
to nierzadko, gdyż – jako lekko zacofani tradycjonaliści –
jeżdżąc po Podlasiu, nigdy nie korzystamy z nawigacji. Za to zawsze
mamy przy sobie wysłużone mapy i okruchy własnej pamięci. Te
ostanie bywają zawodne, ale gdyby nie ta ułomność, być może
nigdy nie doświadczylibyśmy wielu wartych przeżycia emocji.
Tym razem szukaliśmy
dojazdu do Jeziora Hańcza, a szczęśliwy traf chciał, że
minęliśmy właściwą drogę. Znaleźliśmy się nad pięknym
jeziorem ze schludnie zagospodarowanym fragmentem linii brzegowej.
Miejsce to przypomniało mi o wakacjach sprzed lat, kiedy jako
nastolatka lubiłam flirtować... ze słońcem. Czasy, kiedy opalanie
się na pomoście tuż przy tafli wody było jedną z wakacyjnych
rozrywek, nagle do mnie wróciły. Chciałam przypomnieć sobie tamtą
scenerię, więc udaliśmy się w stronę jeziora... Zamiast
ręczników, wzięliśmy jednak aparat i lornetkę.
I całe szczęście! Bo
niespodziewanie bardzo się przydały. Kiedy tylko wkroczyliśmy na
elegancki pomost, naszym oczom ukazały się ptaki, które w pierwszej
chwili wzięłam za "kaczki". Szybko przekonałam się, że
był to błąd niewybaczalny. Otóż okazało się, że w przybrzeżnych trzcinach swoje życie rodzinne wiodło kilkanaście
par perkozów dwuczubych. Większość ptaków wysiadywała jaja na
gniazdach ulokowanych w dość bliskiej odległości od pomostu, tak,
że były widoczne gołym okiem. Ponieważ to nasze pierwsze
spotkanie z perkozami, wiadomo było, że spędzimy tu kilka
najbliższych godzin...
Na pomoście rzeczywiście
siedzieliśmy bardzo długo, zapominając o pierwotnym celu podróży.
Obserwowaliśmy jak dzielne samce co chwila uparcie wypływały na
łowy i wdzięcznie nurkowały. Patrzyliśmy też na cierpliwe
samice, które gramoliły się na swoich gniazdach, nie zważając na
spacerujących na pomoście ludzi. Kiedy słońce chyliło się już ku
zachodowi, postanowiliśmy, że na pewno następnego dnia rano tu
wrócimy. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Byliśmy tak
zauroczeni widokami, że przez kolejnych kilka godzin podziwialiśmy
sprytnie nurkujące ptaki. Zrobiliśmy też niezliczoną ilość
zdjęć podczas tego ptasiego spektaklu. Zgodnie uznaliśmy, że była
to najsympatyczniejsza przyrodnicza atrakcja podczas naszego
suwalskiego wyjazdu.
No ładne te perkozy. Nigdy nie widziałam ich na żywo... Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńMy też po raz pierwszy mieliśmy okazję je obserwować :)
Usuń