W jakiej sytuacji kobieta podwija do kolan eleganckie spodnie i biegnie w pole, zostawiając w ziemi dziury wyryte własnymi obcasami? Musi być fotograficzną maniaczką, która właśnie ujrzała pod lasem ogromne stado żubrów! Co to były za kadry…


Bez obaw, zazwyczaj na fotograficzne wycieczki wybieram się lepiej przygotowana. Ten wyjazd jednak nie miał charakteru przyrodniczego, a kulturalny. Kalosze zamieniłam więc na bardziej stosowne obuwie, nawet jeśli wyraz „stosowne” nie wydaje się w tej sytuacji…stosowny.

Kulturalni

Tej grudniowej niedzieli pojechaliśmy do Hajnówki, aby obejrzeć wystawę związaną z organizowanym co roku konkursem fotograficznym im. Wiktora Wołkowa. Co prawda, wcześniej doszły nas słuchy, że przy drodze, którą jechaliśmy, widziano żubry. Ale nawet jeśli któreś z nas w głębi duszy liczyło na ich spotkanie, życzenie to nie zostało wypowiedziane… Przecież żeby zobaczyć dzikiego zwierza na wolności, zwykliśmy wstawać nad ranem i odwiedzać bardziej odludne tereny. Nie spodziewaliśmy się, że żubr może się nam objawić przypadkiem i to tym najmniej oczekiwanym…

Żubry nie na żarty

Choć ani ja, ani Mariusz nie liczyliśmy na spotkanie z żubrami, w samochodzie głowy same nam „latały” na wszystkie strony. W pewnym momencie oboje zażartowaliśmy: a co by było, gdyby żubry nagle stanęły przed nami? Czy dalej z determinacją jechalibyśmy do hajnowskiego muzeum, żeby nie spóźnić się na wystawę, czy bez względu na porę „gonilibyśmy” za żubrami??? Odpowiedź na to pytanie przyszła szybciej niż się spodziewaliśmy…
Jadąc wąską i niezbyt wygodną drogą, nagle zobaczyliśmy nieoświetlony samochód, dość lekkomyślnie zaparkowany na przeciwnym pasie… Zanim zdążyłam sformułować kąśliwy komentarz pod adresem nierozsądnego kierowcy, moim oczom ukazała się grupa osób, wpatrujących się w nieokreślony punkt na horyzoncie. Tym punktem okazał się zbiór czarnych plam stojących tuż pod lasem. Stado żubrów! – krzyknęłam z nadzieją, choć bez pewności… przecież sokolim wzrokiem nie grzeszę… Gdzie? – z niedowierzaniem dopytywał Mariusz, zapewne sądząc, że żart jest mało wysublimowany… Tym razem nie musiałam się jednak wykazywać ani świetnym wzrokiem, ani poczuciem humoru. Ogromne stado, liczące ponad 50 sztuk żubrów, pasło się tuż przed nami!





W pole!

Trzeba się zatrzymać! – z niecierpliwością przebierałam przystrojonymi w wysokie obcasy nogami… O! Jest zakręt w lewo, w tył zwrot, wracamy! Światła awaryjne włączone, nogawki spodni podwinięte do kolan, czapka na głowę, aparat pod pachę, rękawiczki… Czort z rękawiczkami!!! Biegniemy w pole!

Biegliśmy tak kilka dobrych minut. Niektórzy z naszej dwójki sprawniej, inni – jak na szczudłach, czyli nieco pokracznie, ale oboje równie podekscytowani. Dobiegliśmy do kępy drzew, gdzie stało już kilku obserwatorów. To nasze krowy! – zażartował sympatyczny, choć lekkomyślny kierowca porzuconego na poboczu samochodu. Jakoś się dogadamy – odparłam zziajana, ale pełna radości. Potem wszyscy staliśmy oniemiali… Przepiękne stado żubrów odebrało nam mowę…





W tył zwrot

Po chwili poczułam, jak od trzymania aparatu odmarzają mi pozbawione rękawiczek ręce. Zrobiłam kilka zdjęć, po czym oszołomiona przekazałam aparat Mariuszowi. Mariusz podszedł jeszcze kilka kroków do przodu w poszukiwaniu lepszych ujęć. Niedoświadczona w spotkaniach tego typu pomyślałam, że żubry poczuły się zaniepokojone… a może to ja byłam pełna lęku? Ogromne ssaki patrzyły na nas spode łba. Poruszały się z wielkim majestatem, choć od niechcenia. Mariusza, podchodzącego krok za krokiem, ogarniała coraz większa fascynacja. Mnie tak ogromne i dzikie zwierzęta onieśmielały. Spotkanie trzeba było jednak zakończyć, gdyż wybijała godzina otwarcia wystawy, na którą zmierzaliśmy. Do tego z minuty na minutę niebo nad polami szarzało, a sylwetki żubrów ciemniały.



Powoli się wycofaliśmy… Droga powrotna do samochodu, prowadząca przez pole, wydawała się kilkukrotnie dłuższa… Obcasy grzęzły w ziemi, ręce wręcz zsiniały… Za to szeroki uśmiech już do końca dnia pozostał na naszych ustach.

O czymś zapomnieliśmy?

A! Wystawa! Tak, tak… spóźnieni, ale dotarliśmy… Konkursu co prawda nie wygraliśmy, ale nasze zdjęcia znalazły się wśród najlepszych, wybranych do prezentacji. Dla nas jednak największym przebojem tego dnia były żubry, które bardziej niż prezentowane zdjęcia „stały nam przed oczami”.





3 komentarze:

  1. Ehhh, nic tylko pozazdrościć:) Ciekawe, czy w tym miejscu można jeszcze zobaczyć żubry?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że można. Ja widziałam podobne stadko tuż przed Nowosadami. Ale niestety też nie miałam kaloszy, a obcasów było szkoda... Z ciekawością oglądam więc te piękne zdjęcia.

      Usuń
    2. Próbowaliśmy jeszcze kilka razy, ale niestety nie udało się... Choć dochodziły nas słuchy, że były w tym miejscu kilkakrotnie widziane.

      Usuń