Pewnie z czasem coraz mniej osób będzie pamiętało o niewielkiej wsi Mostowlany, położonej prawie na końcu świata, bo tuż przy granicy z Białorusią, niedaleko rzeki Świsłocz. Młodych ludzi trzeba tu pewnie szukać ze świecą. A starsi? Starsi żyją spokojnie, daleko od zgiełku... Jednym z najważniejszych miejsc ich spotkań jest piękna drewniana cerkiew, do której co tydzień zmierzają na niedzielne nabożeństwa.
Okolica jest bardzo spokojna. Można wręcz odnieść wrażenie, że Mostowlany, Świsłoczany i inne pobliskie wsie należą do świata, w którym czas obchodzi się z ludźmi łaskawiej. Warto tu przyjechać, żeby usłyszeć, jak brzmi cisza, doświadczyć, czym jest prawdziwy spokój. Bieg, do którego przywykliśmy, przestaje mieć jakikolwiek sens, dlatego mimowolnie zamieniamy go na beztroski spacer.
W kontekście wsi Mostowlany nie może
zabraknąć wzmianki o jej niezwykle ważnym dla polskiej historii
mieszkańcu. W tej małej, niepozornej wioseczce zimą 1838 roku
urodził się bowiem nasz bohater narodowy – Wincenty
Konstanty Kalinowski. Zapamiętany jako rewolucjonista i niezwykle
istotny uczestnik Powstania Styczniowego, pochodził z bardzo ubogiej
rodziny, która, nie mając własnego domu, mieszkała w folwarku
Jakuszówka niedaleko Świsłoczy. Po ukończeniu szkoły średniej w
Świsłoczy Kalinowski wyjechał na studia do Moskwy. Ostatecznie
osiadł w guberni grodzieńskiej, gdzie wydawał pisma o tematyce
rewolucyjnej. Kiedy wybuchło Powstanie Styczniowe, szybko zaangażował
się w tworzenie Prowincjonalnego Komitetu Litewskiego w Wilnie, a
zaraz potem został Komisarzem Pełnomocnym na Litwę, obejmując
swoją kontrolą wszystkie jednostki walczące na obszarze byłego
Księstwa Litewskiego. Po zdradzie jednego ze swoich żołnierzy
został skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie. Ostatecznie
jednak wyrok został zmieniony na powieszenie, które wykonano w 1864
roku. Kalinowski miał wtedy tylko 26 lat...
To tyle z tutejszej historii... Dla tych, którzy nie chcą zbyt szybko wracać do cywilizacji, proponujemy jeszcze wizytę w pobliskiej wsi Świsłoczany. Jeśli zobaczycie tam więcej krów niż ludzi, nie bądźcie zdziwieni. Jest tu mnóstwo opuszczonych gospodarstw, które zwierzęta traktują jak prywatne pastwiska. „Święte krowy” ze Świsłoczan, słomiane dachy znajdujące się coraz bliżej ziemi i ledwie widoczne drogi... To też jest oblicze naszego Podlasia. Poczciwe oblicze, o którym być może już niedługo zapomnimy.
Bardzo lubię takie klimaty choć nigdy na Podlasiu nie byłam, ale mam zamiar zwiedzić kresy wschodnie wzdłuż granicy. Na razie jestem mniej więcej w połowie zaczynając od południa :) Twój blog będzie mi zapewne pomocny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJeżeli będziesz potrzebowała jakichkolwiek informacji dotyczących Podlasia, postaramy się pomóc:) Wystarczy, że napiszesz na hejpodlasie@gmail.com.
Usuń