Gdyby nie to, że zając szarak przemierzał wysokimi susami łąkę przy drodze, pewnie trudno byłoby go zauważyć z perspektywy jadącego samochodu. Po chwili ekscytacji nastąpił niekończący się moment wymiany obiektywu w aparacie. Trzeba było wykazać się refleksem i liczyć na szczęście. Szyba w dół! Obiektyw górę! I... poprzyglądajmy się dłużej.
Zając najpierw schował się w wysokiej trawie i położył słuchy, licząc, że pozostanie niezauważony. Na krótki czas w bezruchu zamarły obie strony. Ekscytacja powodowała, że obiektyw sam szukał odpowiednich ujęć... Po chwili szarak dał nura głębiej w pole, gdzie poczuł się nieco pewniej i znów zatrzymał się zaciekawiony. Przyglądaliśmy się sobie nawzajem. On z postawionymi na sztorc uszami, ja przez szklane oko, próbując z opanowaniem, choć ciągle dość chaotycznie, zatrzymać tę niepowtarzalną chwilę. O emocjach towarzyszących takiemu spotkaniu nie warto czytać, lepiej je po prostu przeżyć.
0 komentarze:
Prześlij komentarz