Dolina Biebrzy zyskała miano polskiej Amazonii. Nie wiadomo, kto i kiedy po raz pierwszy ochrzcił ją tym mianem. Brak tu przecież Indian, egzotycznej dżungli i budzących grozę anakond. Jest za to meandrująca Biebrza z dziesiątkami dopływów przypominających z lotu ptaka zagmatwaną sieć. Są też okresowo zalewane lasy.

Topniejący śnieg, o ile zima go nie poskąpiła, sprawia, że biebrzańskie rzeki, strugi i strumyki opuszczają na kilka tygodni swoje brzegi i szczodrze rozlewają się po okolicznych łąkach i lasach. O tej porze roku szczególnie efektownie wyglądają olsy, które upodobały sobie bagienne siedliska. Miłośnicy Biebrzy mogą je obserwować zwłaszcza w południowej części Biebrzańskiego Parku Narodowego. Już kilometr za Laskowcem, po obu stronach Carskiego Traktu, widać okazałe olchy brodzące w stojącej wodzie. Okresowo podnoszący się poziom wody sprawia, że system korzeniowy tych drzew zostaje odsłonięty. U nasady pni powstają charakterystyczne kępy, a wystające korzenie tworzą niemalże rzeźbiarskie formy.



Wiele drzew, rokrocznie podmywanych, wywraca się. Majestatyczne wykroty dopełniają kompozycję, której autorstwo od początku do końca należy przypisać naturze. Gdy dodamy do tego promienie wschodzącego słońca, które przeciskają się między drzewami i lekko unoszące się poranne mgły, otrzymamy widok zapierający dech w piersiach. W takiej sytuacji francuscy impresjoniści mogą się schować ze wstydu. Gdyby Manet znał ten zakątek, zapewne wybrałby go jako scenerię do namalowania słynnego śniadania na trawie. O ile znalazłby miejsce, żeby rozłożyć koc :)





Trzeba przyznać bowiem, że olsy są tyleż piękne, co trudno dostępne. Poziom stojącej wody waha się zazwyczaj od kilku do kilkudziesięciu centymetrów. Jednak pal licho wodę, bo nad Biebrzę zawsze wybieramy się w kaloszach. Największe psikusy potrafi płatać podmokły grunt. Niestety, znamy to z autopsji.


W wielkim skrócie – poruszanie się po zalanym olsie polega na przeskakiwaniu z kępy na kępę, które oddzielone są wodą. Czasami są one bardziej zwarte, innym razem – mniej. Nieopatrzny krok skutkuje „wodowaniem”. Ale to nie wszystko. Nawet pozornie stałe podłoże może okazać się zdradziecką pułapką. Mamy w tej kwestii spore doświadczenie :)


Ja, starając się podejść jak najbliżej żeremie bobrowe, zanurkowałem w lodowatej (był to marzec) wodzie, stając na kępie, która tylko pozornie dawała stabilne oparcie. Z kolei Ance zamarzyło się zrobienie zdjęcia łosiowi, który skrywał się całkiem blisko. Z wrodzoną sobie gracją skakała z kępy na kępę, dopóki jedna kępa, wraz z nią, nie zaczęła się... zanurzać. W efekcie, zanim zdążyła się obejrzeć, była już po pas w bagnie...


2 komentarze:

  1. Wspaniałe zdjęcia, jestem pod wrażeniem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zrobisz swoje zdjęcia na Podlasiu, też je chętnie zobaczymy:)

      Usuń