Zabłudowski kirkut jest jednym z wielu śladów obecności Żydów na Podlasiu. Niestety, podzielił on los większości z nich – nie tylko znalazł się na obrzeżach tego podlaskiego miasteczka, ale także i ludzkiej pamięci.

Zabłudów, niespełna 3-tysięczne podlaskie miasteczko, rzadko bywa celem podróży. Częściej jest tylko mijane z wyrazem znudzenia przyklejonym do twarzy. Niewielkie rondo znajdujące się kilka metrów od cerkwi parafialnej niczym turbina wodę rozdziela strumień samochodów – w lewo na Hajnówkę i Białowieżę, prosto – w stronę Bielska, Siemiatycz i dalej – Lublina. Czworoboczny rynek zdaje się drzemać o każdej porze roku.

Centralnymi punktami Zabłudowa są kościół i cerkiew, położone w odległości 200 metrów od siebie. Między nimi znajduje się lodziarnia pani Wasilewskiej – jak wieść gminna niesie, można tu kupić najlepsze lody na całym Podlasiu. Zabłudowscy katolicy i prawosławni po niedzielnej mszy i liturgii zgodnie stają w kolejce niezależnie od różnic dogmatycznych. Do lodziarni często zaglądają też… motocykliści, dla których właścicielka przygotowała specjalną promocję –piątą gałkę lodów dostają oni gratis.

Gdyby niewidzialną linię łączącą kościół z cerkwią uznać za podstawę trójkąta równoramiennego, to na jego wierzchołku znalazłaby się… synagoga. Czas przeszły jest tu jak najbardziej na miejscu. Bo synagoga to przeszłość. Tak samo jak przeszła jest pamięć o żydowskich mieszkańcach Zabłudowa.
Żydzi przybyli do Zabłudowa w XVI wieku za sprawą Radziwiłłów, którzy dobra zabłudowskie odkupili od Chodkiewiczów. W połowie XVII wieku powstała drewniana synagoga – wykonana z drewna modrzewiowego, bez użycia choćby jednego gwoździa. Wybudowano ją między obecnymi ulicami Białostocką i Suraską, niedaleko istniejącej dziś remizy strażackiej. Zawierucha wojenna na zawsze wymazała ją z zabłudowskiego krajobrazu.

W centrum zabłudowskiego kirkutu znajduje się grobowiec cadyka Izaaka, syna Cwi Dow Bera.
Został tylko kirkut, na którym chowano bogobojnych Żydów. Zresztą drugi… Pierwszy istniał pomiędzy dzisiejszymi ulicami Sikorskiego i Zamiejską. Dziś nie ma po nim śladu. Kolejny powstał tuż za miasteczkiem, przy drodze do wsi Krynickie. Nie sposób go nie dostrzec. Na prostokątnej działce rozrzuconych jest kilkadziesiąt betonowanych obmurowań nagrobków. Jej granice zakreśla kamienny mur, oddzielający świat umarłych od świata żywych. Niski i niepełny, ale duchy nie zakłócają niczyjego spokoju.

Granice cmentarza są widoczne dość dobrze dzięki fragmentom zachowanego muru.

Nad wejściem do ohelu znajduje się napis poświęcony fundatorom grobowca: Dowowi Berowi, synowi Manesa Cwi Kohena i Icchakowi, synowi Cwi oraz jego żonie Baszy, córce Szragi Fajwla Brennera.
W centrum cmentarza znajduje się murowany ohel cadyka Izaaka, syna Cwi Dow Bera. To miejsce szczególne. Jeszcze przed wojną przychodzili tu modlić się Żydzi, nie tylko zabłudowscy. Zanosili swoje prośby i szukali rozwiązań dla problemów. Obecnie przez wybite okna i drzwi do środka wpada tylko wiatr. Myśli żywych i zmarłych tylko na chwilę spotykają się wokół kilku wypalonych zniczy.

Dla zabłudowskich Żydów ohel sam w sobie stanowił obiekt kultu.

Na cmentarzu pozostało kilkadziesiąt betonowych obmurowań nagrobków.
W czasie naszych podlaskich wypraw natrafiliśmy tylko na dwa ohele – w Białymstoku i właśnie – w Zabłudowie. Jeżeli ktokolwiek dysponuje informacjami ma temat innych, prosimy o kontakt.

0 komentarze:

Prześlij komentarz