Czterech chłopaków, których łączy pasja do muzyki, miasto Białystok i cztery (jak do tej pory) nagrane płyty. Cztery różne osobowości i cztery odmienne drogi życiowe. I jeszcze jedna „czwórka”, tym razem ukryta w dacie powstania zespołu – Cochise istnieje bowiem od 2004 roku.

W obecnym składzie, który tworzą: Radek Jasiński (gitara basowa), Paweł Małaszyński (wokal), Czarek Mielko (perkusja) i Wojtek Napora (gitara), Cochise występuje od 2008 roku. Kim są na co dzień? Radek Jasiński to nauczyciel w jednej z białostockich szkół. Czarek Mielko – rockman z duszą urzędnika bądź urzędnik z duszą rockmana, swobodnie krążący między listami przebojów a listami wyborczymi. Wreszcie – Wojtek Napora, dziennikarz, który zaprzedał duszę i podniebienie Dionizosowi. Wojtek to wielki miłośnik win francuskich. Jest jeszcze Paweł. Małaszyński to powszechnie znany i rozpoznawalny aktor, więc o nim… tyle!

Koncert w białostockiej kawiarni "Fama" (20 grudnia 2013 roku).
Koncert w Bondarach nad Zalewem Siemianówka (2 lipca 2011 roku).
– Znamy się od około dwudziestu lat. Zaczynaliśmy wtedy zakładać swoje pierwsze zespoły i mijaliśmy się na koncertach. Z czasem jedne kapele się rozpadały, powstawały inne. Po latach grania w różnych składach powstał pomysł założenia kolejnego zespołu. Tak w skrócie można opisać początki Cochise. Nie sądziliśmy, że dane nam będzie przetrwać ponad dziesięć lat (niemal w takim samym składzie), nagrać cztery płyty i zagrać tyle koncertów – opowiada Wojtek Napora.

Zaczynali banalnie, tak jak wielu nastolatków, w głowach których zakiełkowała myśl o muzycznej karierze. Wspólne rozmowy o muzyce, wspólne słuchanie płyt, pierwsze kompozycje, próby… I w końcu – pierwsze wspólne sukcesy! W 2005 roku Cochise został laureatem białostockiego przeglądu rockowego „Rockfest” i nagrał pierwszą płytę, jeszcze demo. Pewnie mało kto pamięta album „9”, na którym znalazło się 8 debiutanckich utworów. A jeszcze mniej osób może pochwalić się jego posiadaniem w swojej płytotece. Prawdziwy „biały kruk” dla fanów Cochise…

W tym czasie narodziła się też nazwa grupy, w czym duża zasługa Pawła Małaszyńskiego i jego fascynacji kulturą północnoamerykańskich Indian.

– Przez wiele miesięcy robiliśmy próby, nie mając nazwy. Cały czas czegoś szukaliśmy, ale nic nam nie pasowało. W pewnym momencie na horyzoncie pojawił się koncert i trzeba było coś wymyślić [śmiech]. Na szczęście w tym czasie Audioslave wydał swój pierwszy album, który promował utwór „Cochise”. Jako zagorzały indianista wiedziałem, kim jest tytułowy bohater i pomyślałem, że to mogłaby być dobra nazwa dla naszej kapeli. Wracaliśmy z chłopakami z próby, podrzuciłem im ten pomysł i wszyscy od razu się zgodzili. Fajnie, że nazwa ta kryje w sobie tajemnicę i nie jest oczywista. Wiele osób ma problem z jej przeczytaniem [śmiech] – wspomina Paweł Małaszyński. [Niewtajemniczonym wyjaśniamy, że Cochise to słynny Apacz, jeden z najwybitniejszych indiańskich wodzów].

Koncert w białostockiej kawiarni "Fama" (20 grudnia 2013 roku).

Koncert w Sokółce (19 czerwca 2011 roku).
Koncert w Sokółce (19 czerwca 2011 roku).
W pewnym momencie kariera aktorska Pawła nabrała przyspieszenia, co jednocześnie oznaczało… spowolnienie planów Cochise. Pojawiły się kłopoty ze wspólnymi próbami, a koncerty trzeba było odłożyć na później. Jednak przeciekające do popularnych mediów informacje o muzycznych pasjach znanego aktora szybko zaowocowały propozycjami wydania profesjonalnej płyty. Wszystkie zostały odrzucone. Członkowie Cochise nie chcieli debiutu w postaci dodatku do kolorowego magazynu.

Punktem zwrotnym okazał się rok 2008 i premiera „Malemana” – czasopisma dla mężczyzn, którzy, obok oglądania zdjęć pięknych pań, lubią jeszcze czytać. Na okładce premierowego miesięcznika znalazł się Paweł Małaszyński, a sesja zdjęciowa, o czym mało kto wie, odbyła się w Białymstoku, w „kanciapie” zespołu przy ulicy Kombatantów. Sesja była wyjątkowo osobliwa – Małaszyński i jego koledzy przeszli „brutalną” metamorfozę. Dzięki zabiegom stylistów pod koniec dnia wyglądali, jakby perkusista Czarek z ich głów sporządził bębny, w które „tłukł” od rana do wieczora. To właśnie z tej sesji pochodzi zdjęcie, które znalazło się na okładce pierwszej poważnej płyty Cochise – „Still Alive”. Oryginał różni się od zdjęcia z okładki pewnym istotnym szczegółem. Ciekawe, czy któryś z fanów zespołu byłby w stanie wskazać tę różnicę?

Przygoda z „Malemanem” zaowocowała nie tylko oryginalną sesją zdjęciową, ale także koncertem z okazji uroczystej inauguracji miesięcznika. To właśnie dzięki honorariom za ten występ chłopaki wydali swoją pierwszą „dorosłą” płytę. Warto pamiętać, że to jedyny krążek zespołu, który powstał w ramach ich autorskiej wytwórni CochiseRock. Za kolejne odpowiadały już Mystic Production („Back to Beginning”) oraz Metal Mind Productions („118”, „The Sun Also Rises For Unicorns”).

Koncert w Bondarach nad Zalewem Siemianówka (2 lipca 2011 roku).
Koncert w Bondarach nad Zalewem Siemianówka (2 lipca 2011 roku).
2010, 2012, 2014 i 2015 – to daty wydania kolejnych oficjalnych płyt Cochise. Wraz z nimi pojawiły się klipy – poczynając od debiutanckiego i na wpół amatorskiego „Letter from hell”, który powstał niemalże chałupniczymi metodami w pewnej… stodole, po oniryczne i pełne rozmachu „The boy who lived before” czy „Sun also rises for unicorns”, pilotujące ostatnią płytę. Muzyka Cochise ewoluowała podobnie jak ich teledyski, choć od samego początku była mieszanką rocka, metalu i grunge’u. Wciąż jednak naszą ulubioną płytą pozostaje ta pierwsza, naznaczona jeszcze studyjnymi niedoskonałościami. „Still Alive” urzekła nas klasyczną rockową balladą „Letter from hell”, ale też wyszeptaną przez Pawła Małaszyńskiego „Comą”, świetnym kawałkiem „War song”, czy „Girl with the gun”, który zawsze kojarzył nam się (słusznie czy nie) z Aerosmith i ich „Jane’s got a gun”.

Wszystkie piosenki Cochise szlifowane są w ich białostockiej „kanciapie”, której aranżację można określić mianem mieszanki prlowskiej nostalgii z piwniczną dekadencją . Zasada jest prosta – im bardziej obskurnie, tym bardziej… twórczo.

– Próby odbywamy w jednej z białostockich piwnic, którą przystosowaliśmy do naszych potrzeb. Oprócz nas, gra tam jeszcze kilka kapel. Staramy się próbować co najmniej raz w tygodniu. Przed koncertami czy nagraniem płyt zagęszczamy próby w miarę możliwości – zdradza Wojtek Napora. Wcześniej jednak powstają teksty i muzyka, za które odpowiadają głównie Paweł i Wojtek.

– Teksty to domena Pawła, on tu rządzi. Muzyka to najczęściej działka moja i Pawła. To od nas wychodzi większość pomysłów, które później wspólnie – we czterech – dopracowujemy na próbach – dodaje Wojtek.

Koncert w Sokółce (19 czerwca 2011 roku).
Koncert w Sokółce (19 czerwca 2011 roku).
Wiele pomysłów piosenek rodzi się na gorąco i potrzebuje natychmiastowej weryfikacji. Ale od czego są telefony! Pierwotne, jeszcze surowe wersje wielu piosenek Wojtek pierwszy raz wysłuchał właśnie przez telefon, w nocy, kiedy Pawła najczęściej dopadała twórcza wena.

Czas wytężonej pracy zazwyczaj wieńczy dzieło, a okres prób – koncert lub nagranie studyjne. Cochise zarówno na koncertach, jak i w studiu czują się wyśmienicie.

– Fantastyczne jest to, że nie musimy wybierać. Granie w Cochise to koncerty, próby i nagrania. Wszystko to sprawia nam ogromną frajdę i buduje całość. Nie wyobrażam sobie, że mielibyśmy tylko nagrywać lub wyłącznie grać koncerty – potwierdza Paweł Małaszyński.

W przypadku koncertów znać daje o sobie sceniczne obycie Małaszyńskiego. Błyskawicznie buduje więź z publicznością, tworząc na scenie prawdziwe rockowe show. Korzystając zatem z okazji, zadaliśmy Pawłowi jeszcze jedno pytanie: które z dwóch wcieleń – aktora czy wokalisty – jest mu bliższe?

– To dwie zupełnie inne skóry. Pierwsza to mój wyuczony zawód, w którym wcielam się w różne postacie opisane w scenariuszu. Uwielbiam to robić i mam to szczęście, że kocham swoją pracę. Małaszyński-wokalista to po prostu ja, Paweł z krwi i kości. Na scenie, w trakcie koncertu nie udaję, nie gram nikogo innego. Wspaniałe jest to, że mogę robić i jedno i drugie. Niech tak zostanie [śmiech].

Koncert w Supraślu (17 sierpnia 2012 roku).
Koncert w Supraślu (17 sierpnia 2012 roku).


0 komentarze:

Prześlij komentarz