Wędrując po Podlasiu, czasami warto zmienić perspektywę. Dzięki temu wielokrotnie odwiedzane miejsca zyskują nowy wymiar. Może namówimy Was do lotu balonem?

Biebrza niczym prasłowiański bożek ma niejedną twarz. Wije się między zarośniętymi łąkami i bagnami, gubiąc swoje główne koryto w sieci odnóg i starorzeczy. Niekiedy z trudem można dostrzec niebieską nitkę wody za ścianą zielonych trzcin. Wiosną zawłaszcza okoliczne łąki, tworząc rozległe siedlisko dla wędrownych ptaków. Zimą przeciska się leniwie pod skorupą lodu. Fascynuje, ale pozostaje nieodgadniona. Ponoć o Biebrzy najwięcej wiedzą ptaki. To prawda, choć łosie pewnie mają inne zdanie na ten temat. Zachęcamy zatem do zmiany perspektywy na… ptasią. Dla wszystkich pokrzywdzonych przez naturę brakiem skrzydeł polecamy podniebny lot balonem.


Biebrznięci

Biebrza to stan umysłu z kroplą szaleństwa... To był sobotni poranek, a raczej świt. Po godzinie 4 siedzimy już w samochodzie, gdy większość ludzi przewraca się jeszcze w łóżkach. Widzimy w lusterkach jak za naszymi plecami słoneczna kula powoli wytacza się zza linii lekko zamglonego horyzontu. Budzący się dzień witamy tuż za mostem na Narwi, niedaleko wsi Ruś. Przesiadamy się do samochodu naszych baloniarzy i jedziemy w kierunku Burzyna. Tuż przed wsią skręcamy w prawo, w kierunku rzeki. Płaska, nadrzeczna łąka będzie naszym polem startowym. Nad Biebrzą unoszą się jeszcze mgły, a między trzcinami majaczą twarze ciekawskich wędkarzy. Łąka lśni od rosy, promienie słoneczne rozbłyskują w milionach drobnych kropelek, a nasze kalosze zostały w samochodzie… Nie mamy czasu o tym myśleć, bo zostajemy niespodziewanie członkami ekipy baloniarskiej. Rozkładamy czaszę balonu, a następnie pomagamy ją napełnić. Po kilkunastu minutach balon jest gotowy do lotu.



Startujemy!

Kosz jest niewielki – nasza dwójka, pilot i trzy butle z gazem z trudem w nim się mieszczą. Delikatne drgnięcie, mocniej zaciskamy dłonie na burcie i wreszcie odrywamy się od ziemi. Wyzwalamy się z uścisku grawitacji. Najpierw suniemy kilka metrów nad ziemią, a potem coraz wyżej i wyżej… Cudowna cisza, trudna do opisania zwłaszcza dla ludzi wyrwanych z miejskiego zgiełku. To pierwsze nasze wrażenie – cisza, która otula i koi. Cisza, przerywana tylko strzelającym co jakiś czas płomieniem palnika. I łagodność ruchu, który zdaje się odbywać poza naszymi zmysłami.
Szybko zapominamy o skromnym metrażu balonowego kosza. Za to do końca lotu nie potrafimy rozstrzygnąć irytującego dylematu – robić zdjęcia czy patrzeć, patrzeć czy robić zdjęcia.






Biebrza z góry

Biebrza wije się przed nami w całej okazałości, opleciona odnogami i starorzeczami. Tuż pod nami podnosi się do lotu czapla siwa, a obok stado gęsi. W zakolu pasą się krowy. Bagna i łąki przypominają teraz welurową tkaninę, pełną delikatnych wzorów i miękkich struktur. Po prawej stronie mijamy paczłorkowe pola wokół wsi Rutkowskie, Sieburczyn i Wierciszewo. Zaskakująca symetria linii i kolorów. Dzięki dobrym wiatrom stale trzymamy się nitki rzeki, która prowadzi niczym przewodnik. I nie opuści nas aż do momentu lądowania. A to – niestety – zbliża się wielkimi krokami. Godzina spędzona w powietrzu wydaje się być podzielona na znacznie mniej niż 60 minut…




Szczęśliwe lądowanie

Znów na ziemi! Przysłowiową wisienką na torcie okazuje się miejsce lądowania – niewielki, za to malowniczy pagórek u stóp średniowiecznego grodziska, usytuowanego tuż obok miejsca, w którym łączą się koryta Narwi i Biebrzy. Przy okazji pojawia się mały problem – samochód nie jest w stanie tu dotrzeć, więc musimy podholować wciąż napełniony balon niżej. Pilot zostaje w koszu, a my przypominamy sobie o istnieniu mięśni. W czasie całej operacji piękniejsza strona duetu Hej Podlasie popisuje się niemalże kaskaderskim wyczynem, ale to już zupełnie inna historia...
Skoro rozłożyliśmy balon, musimy też go złożyć. Opróżniamy więc czaszę z powietrza, zwijamy ją, a następnie niesiemy do przyczepy.
Balonową tradycją jest wieńczenie lotu winem musującym. Nie inaczej było też w naszym przypadku. Żałowaliśmy, że w górę unosiły się już tylko bąbelki w kieliszkach.

Organizatorem naszej wyprawy balonowej był pilot Artur Dzieszkowski z firmy Tylko Balonem, którego pozdrawiamy! :)





0 komentarze:

Prześlij komentarz