Zabytkowa kapliczka w Knorydach
spłonęła w czasie ostatnich wakacji. Pozostał tylko fundament i
kilkanaście przepalonych desek. Nadal jednak istnieje święte
źródełko, z którego od ponad stu lat słynie to miejsce.
Do kapliczki w Knorydach prowadzi
polna, wyboista droga. Pędzone tędy na pole krowy wzbijają chmury
kurzu. Wiosną i jesienią, po obfitych deszczach, koleiny wypełniają
się wodą.
Wcześniej byliśmy tu już dwukrotnie.
Za każdym razem wyjeżdżaliśmy z poczuciem niedosytu. Raz przegnał
nas deszcz, potem pomstowaliśmy na brak słońca. Niestety, lepszych
zdjęć już nie zrobimy…
Latem błękitna kapliczka wyraźnie
rysowała się na tle soczystej zieleni. A tej nigdy tu nie
brakowało. Wszystko za sprawą źródełka, które wytrysnęło w
tym miejscu i nadal wypływa wartkim strumykiem. Miejscowi twierdzą,
że to zasługa Matki Boskiej, która niegdyś objawiła się ojcu
prowadzącemu niewidomego syna. Kto wie, może podążali tą samą
drogą…
Cudowne uzdrowienie
Gdy chłopiec chciał dotknąć szat
Matki Boskiej, zniknęła, a spod kamienia, na którym stała,
wytrysnęło źródełko. Ale wystarczyło, że przemył wodą twarz,
a natychmiast odzyskał wzrok. By upamiętnić to zdarzenie,
mieszkańcy Knoryd wybudowali w 1873 roku niewielką kapliczkę.
Ufundował ją Paweł Car. Jego krewni wciąż tu mieszkają.
On pochodził z mojej rodziny. Był
w Ameryce i tam pracował. Ożenił się, ale dzieci nie miał,więc za te
pieniądze pobudował cerkiew –
mówi Wiera Car, którą spotkaliśmy przypadkiem w Knorydach.
Niewielka kolejka stojąca w sobotę
przed sklepem obwoźnym. Staruszki upychające w torbach bochenki
chleba, napoje w kolorowych butelkach i tanie ciastka. Wśród nich
Wiera Car. Mruży oczy, patrząc pod słońce. Pod pachą trzyma
półtoralitrową butelkę z kolorowym napojem.
Przy źródełku jest zrobione oczko. Ludzie myją się świętą wodą i mówią, że im pomaga. Przyjeżdżają nawet zza Warszawy. Z daleka przyjeżdżają
– kontynuuje swoją opowieść.
Bo źródełko w Knorydach ma niezwykłą
moc. Leczy nie tylko choroby ciała, ale i duszy. Już dawno nikogo
we wsi nie dziwią samochody z innymi niż podlaskie rejestracjami.
Jedni przyjeżdżają, bo wierzą, inni – bo szukają wiary.
Myją się, modlą się, i
różańce zostawiają. Baciuszka opiekował się kapliczką, a my
tutaj tylko sprzątamy. A jak jest liturgia to sprzedajemy świece –
dodaje Wiera Car.
Pożar w Knorydach
Pożar wybuchł w nocy. Ogień
doszczętnie strawił drewnianą kapliczkę. W miejscu, gdzie stała,
pozostało tylko pogorzelisko. W powietrzu wciąż unosi się zapach
spalenizny. Z cichym pluskiem woda ścieka przez plastikową rurę do
wybetonowanego źródełka, w którym odbijają się stojące w
pobliżu krzyże wotywne. Stare, drewniane, lekko pochylone ku ziemi
i nadgryzione przez czas. Nieco nowsze – z metalu bądź kamienia.
Wszystkie postawione w intencji wspartej modlitwą. Odbicia krzyży
rysują się wyraźnie na tle czystej tafli wody. W miejscu, gdzie
powinien odbijać się kształt kapliczki, jest pusto, odbija się
tylko niebo…
Jak opowiada Wiera Car, z kapliczki
pozostała tylko jedna ikona. Wpadła do świętego źródełka,
gdzie nie sięgnęły jej płomienie. To kolejny cud, który był
udziałem cudownej wody i wstawiennictwa Matki Boskiej. Tak jak
podczas ostatniej wojny, gdy w Knorydach nie spłonął żaden dom.
Kamień, na którym można zobaczyć
odciśnięty ślad stopy Matki Boskiej, leży niedaleko grupy
wotywnych krzyży. Szorstki i pomarszczony niczym twarz starca.
Miejscowi bez trudu pokazują ślad stopy. Nie każdy go dostrzega.
Może to kwestia wiary…
Byliśmy tam dzisiaj z rodziną. Niezwykłe piękne miejsce. Aczkolwiek nie ma tego uroku jaki miała kapliczka przed spaleniem.
OdpowiedzUsuń